Recenzje spektaklu "Makbet" w reżyserii Pawła Palcata

Katarzyna Kaczmarek
Zespół Szkół nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Koszalinie

Człowiek z władzą

Odwieczna chęć posiadania władzy – oto sedno tragedii Williama Szekspira „Makbet”, wystawionej na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego.
Znakomita plejada aktorów: Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska (Lady Makbet), Adrianna Jendroszek (Wiedźma II), Beata Niedziela (Lady Macduff), Katarzyna Ulicka-Pyda (Wiedźma I), Karol Czarnowicz (Malcolm), Michał Kosela (Makbet), Piotr Krótki (Macduff), Wojciech Rogowski (Duncan) oraz Jacek Zdrojewski (Banko) genialną, pełną pasji grą oraz niesamowitą energią idealnie uzewnętrznili emocje odczuwane przez bohaterów.

Reżyser Paweł Palcat poprzez lekką modyfikację fabuły prowokuje do emocjonalnego spojrzenia na naturę ludzką nękaną pokusami zdobycia władzy oraz skutków jakie owo pragnienie wywiera na losy bohaterów.

Najbardziej radykalną zmianą w porównaniu z oryginałem jest ukazanie wiedźm jako śmiertelniczek. Jak tłumaczy reżyser to postaci posiadające większą wrażliwość na rzeczywistość i otaczający je świat (ludzki i pozaludzki), jedynie stwarzające pozór figur fantastycznych. Być może wiedźmy są jedyną ostoją ludzkiej moralności i wrażliwości w tym podłym świecie…

Fenomenalna gra aktorów, zmodyfikowana fabuła tchnąca nowe życie w szekspirowskie dzieło uzupełniona jest mistrzowską, zaskakującą aranżacją muzyczną Macieja Zakrzewskiego.

Dźwięki, często mroczne i niepokojące, wywoływały u widzów dreszcze.

Całość tego świata scenografią i światłem, które przygotował Paweł Walicki. Sposób podkreślania scen, efekt wizualny uzyskiwany przez konkretne skierowanie światła w dany punkt sceny był „kropką nad i” w koszalińskim wystawieniu „Makbeta”.

Miłą niespodzianką było wykorzystanie w animacjach ujęć z naszego regionu – Pomorza Środkowego. Połączenie znanej nam morskiej scenerii z klasyczną literaturą sprawiało, że widz mógł całkowicie zatopić się w przedstawianej historii i poczuć z nią jeszcze większą bliskość.

Animacje towarzyszyły nam zresztą niemal podczas całego spektaklu. Ich motywem przewodnim były zwierzęta leśne, takie jak jelenie, sarny, lis czy sowa.

Miały one, moim zdaniem, szczególną rolę w podkreśleniu statusu ludzkich bohaterów przedstawienia, którzy raz byli drapieżnikami, by za chwilę stać się ofiarami.

Reżyser odniósł się do jeleni jako do szczególnie „moralnych” zwierząt bowiem „Jelenie, które podczas swoich corocznych walk zranią młode są wykluczane ze stada. Nie ma na to żadnego usprawiedliwienia”. Tymczasem Makbet przekroczył granicę prawa naturalnego i poniósł za to karę. Tak jak dzieje się w przyrodzie.

„Makbet” Pawła Palcata to spektakl bardzo intensywny, na długo zapadający w pamięć. Polecam go gorąco wszystkim, którzy nie boją się mocnych, nie zawsze przyjemnych przeżyć i emocji oraz tym, którzy chcieliby zobaczyć klasykę w świetnym, nowoczesnym wydaniu.

Kinga Rynkun
Zespół Szkół nr 9 im. Romualda Traugutta w Koszalinie

O tym jak władza zmienia człowieka…

Powiedzmy sobie szczerze: „Makbet” prostą sztuką nie jest. Jest to opowieść o tym jak chęć władzy rodzi w człowieku szaleństwo i chęć czynienia zła. Czy zatem „Makbet” to dobry spektakl na 70. rocznicę powstania BTD? Żeby poznać moją odpowiedź trzeba przeczytać tę krótką recenzję…
Makbet. Żołnierz. Król. Dziecko. Makbet, zagrany przez Michała Koselę (gościnnie na deskach koszalińskiego teatru), jest postacią skomplikowaną. Widzimy go w różnych momentach. Prezentuje jakby kilka różnych osobowości.
W kolejności: to dzielny żołnierz, wracający po bitwie do domu. Tam ściąga maskę męstwa i siły, i oto staje przed nami małe dziecko. Człowiek zagubiony. Zraniony. Chciwy władzy. Władzy, która doprowadzi do jego samozniszczenia i śmierci. Dlaczego samozniszczenia? Bo po pierwszym morderstwie nie jest on tą samą osobą. Strach przed utratą władzy zaślepia mu oczy, prowadzi do czynów haniebnych. On sam pilnuje tronu, który za sobą ciągnie i królewskiego płaszcza. Wielkie brawa należą się Michałowi Koseli za odegraną rolę. Zmiany Makbeta widać nie tylko w toczącej się akcji. Widać ją w ruchach, kiedy z wyprostowanego, silnego człowieka zmienia się w zgarbionego „świra”. Czy tylko władza zmienia tytułowego bohatera? Otóż nie.
Femme fatale – Lady Makbet (Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska) też nie jest postacią jednoznaczną. Jest „matką”, przyjaciółką, żoną i mistrzynią manipulacji. Każde wypowiedziane przez nią słowo trafia – jak pocisk – nie tylko w Makbeta, ale i w każdą osobę na widowni. Chłód w słowach, ciepło w czynach. Lady Makbet traktuje swego męża raz jak dziecko, którego nigdy nie miała, raz jak silnego mężczyznę. Jednakże w mojej opinii, Lady Makbet nie jest ani przez chwile słabsza od Makbeta. To ona jest szefem. To ona dba o to by wszystko wyszło jak należy, a jej mąż był kimś wielkim. Jednak, czy jej ukochany jest za to wdzięczny?
Relacja tych dwojga jest – przyznajmy to szczerze – toksyczna. Makbet i jego żona, a czasami udawana matka, kochają się i nienawidzą. Dobrze to widać w momencie kiedy zaczynają się dusić nawzajem. Ciekawym zabiegiem jest też ukazanie tej relacji poprzez światła i mgłę na scenie. Podczas jednego z morderstw dzięki światłu oraz mgle widzimy, że pomimo przebywania na jednej scenie aktorzy znajdują się w dwóch różnych miejscach. W innym miejscu w zamku i w innym miejscu psychicznie. Od tego momentu zaczynamy odczuwać rozłam relacji Makbeta i Lady Makbet. Sądzę, że od tego momentu Lady Makbet traci swoją siłę, która jest napędzana przez chęć usatysfakcjonowania męża i siebie samej. Siłę, która jest spowodowana też bliskością ukochanego.
Rozwija się za to szaleństwo Makbeta. Zresztą nie tylko jego relacja z Lady Makbet jest ważna w procesie upadku postaci Makbeta. Banko, przyjaciel i druh królobójcy, jest kimś kogo każdy z nas chciałby poznać. Widzimy w nim przyjaciela, czy to na żywo czy dzięki video projekcjom przygotowanym przez Bartosza Bulandę. Video przybliża nam relacje Makbeta i jego kompana. Możemy zobaczyć jak cieszą się z życia, spędzają razem czas. Widzimy to co było kiedyś, tak jakbyśmy mieli wgląd w myśli i wspomnienia Makbeta. Banko grany przez Jacka Zdrojewskiego jest postacią pełną gniewu i rozpaczy. Jest on obserwatorem samozniszczenia Makbeta. Jest też zdradzony przez swojego druha. Banko został zagrany rewelacyjnie, w głębi duszy żałuję, że nie możemy poznać go jeszcze lepiej.
Z kolei Wiedźmy (Adrianna Jendroszek i Katarzyna Ulicka-Pyda), chociaż lepiej było by je nazwać wieszczkami, mocy nie mają. Są to kobiety, które widziały wszystko i wiedzą, co się zdarzy. Tak naprawdę postacie wiedźm widzimy na co dzień. Są to nasze babki, matki, które przeżyły połowę naszych zmartwień i znają skutki naszych działań. Wcielające się w nie aktorki, pomimo ciężkich (trudnych do przełamania się) momentów – takich jak na przyukład taniec niedźwiedzia – zagrały fenomenalnie. Szczerze przyznam, że każde ich wyjście na scenę fascynowało mnie. Byłam ciekawa, co się stanie. Pomimo bycia wielbicielką wszelkiej magii i fantastyki w różnych dziełach, bardzo spodobał mi się pomysł reżysera, który „odfantastycznił” te postacie. Uczłowieczenie wiedźm sprawiło, że przypomniałam sobie o historiach opowiadanych mi przez moją własną babcię. Zniknęła cała magia, został sam człowiek i jego czyny.
Moją ulubioną sceną nie jest jednak ta z głównymi postaciami. Jest to scena z Lady Macduff., a dokładnie moment odnalezienia przez nią ciała jej zabitego syna. Dlaczego właśnie ta? Ból, który odczuwa matka jest ogromny. Myślę, że każdy z widowni zapamięta to przez długi czas. Krzyk, płacz i rozmowa już z martwym dzieckiem wprawiła mnie w trudny do opisania stan. Chciałam płakać razem z Lady Macduff, razem z nią krzyczeć. W szkole Makbet jest lekturą obowiązkową, więc miałam przyjemność go przeczytać i ze wstydem przyznam, że nie pamiętałam ani trochę Lady Macduff i jej syna. Dzięki pani Beacie Niedzieli i jej niesamowitej grze, sądzę, że zapamiętam tą postać, aż do końca życia.
Król Duncan to obraz szaleństwa spowodowanego władzą. Nie wiemy jak został królem, ani jak stał się taką postacią jaką jest. Pan Wojciech Rogowski sprawił, że znienawidziłam Duncana. Pomysł reżysera, by ukazać tą postać jako nie tylko ofiarę, ale i drapieżnika jest genialny, a wykonanie pana Rogowskiego doskonałe. Władca nie jest dobry. Można to odczuć od razu. Jego mina, jego ruchy czy wzrok wyraża nienawiść, strach i obłąkanie. Każdy ze strachu powtarza jego czyny, takie jak na przykład machnięcie serwetką. Taniec niedźwiedzia jest jedną ze scen, która wzbudziła we mnie wiele złych uczuć. W pewnym momencie sama mam ochotę stać się morderczynią… Duncana.
Podczas spektaklu obserwujemy rozwój postaci Malcolma i jego relacji z Macduffem. Myślę, że to są jedyne postacie, które nie zwariowały do końca. Macduff, grany przez Piotra Krótkiego, jest dojrzałym i poważnym mężczyzną. Przeżył już wiele, w porównaniu do Malcolma, granego przez Karola Czarnowicza. Te dwie postacie nie są sobie bliskie, czuć wręcz ich niechęć do siebie. Obydwaj tracą kogoś bliskiego, co pozwala im się zrozumieć i zjednoczyć siły, by pokonać Makbeta. Spodobał mi się pomysł, że skoro przebywają w całkowicie innym miejscu niż dzieje się akcja to niech grają na widowni. Zmienia to tępo akcji całego spektaklu, jest on bardziej dynamiczny.
Nie tylko aktorzy, sprawiają że ten spektakl jest wspaniały. Przez cały spektakl na scenie dzieje się dużo. Dzięki pracy pana Pawła Walickiego odpowiedzialnego za światło, scenografię oraz kostiumy możemy się bardziej odnaleźć w tym co dzieje się na scenie i jaki ma to wydźwięk. Również muzyka (Maciej Zakrzewski) pomaga nam poczuć spektakl. Jej autor daje nam możliwość stanięcia w środku burzy, wichury oraz sztormu, które zaistniały na scenie. Podobał mi się również ruch sceniczny (Ewelina Ciszewska), który świetnie podkreślał charakter niektórych scen.
Wracając do pytania, które postawiłam na początku: czy „Makbet” był dobrym pomysłem na uczczenie 70. rocznicy BTD?
Tak. To był doskonały pomysł. „Makbet ” w reżyserii Pawła Palcata to nowa, bardzo ciekawa interpretacja dramatu zagranego po raz pierwszy kilkaset lat temu. Reżyser wykonał niesamowitą robotę. Pokazał prawdę o pragnieniu władzy, które ubrudzi każdą duszę (znakomita ostatnia scena, która nawiązuje do pierwszej).
Każdej osobie zaangażowanej w realizacje tego spektaklu należą się ogromne brawa na stojąco. „Makbet”, jak już napisałam, nie jest prosty w zrozumieniu i w przeżywaniu emocji, które mu towarzyszą. Ale również taki powinien być teatr. Dla mnie ważna była każda sekunda tego spektaklu. Serdecznie polecam go wszystkim.