Recenzje spektaklu „Bóg mordu” w reżyserii Magdy Skiby.
Katarzyna Kaczmarek
Zespół Szkół nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Koszalinie
Savoir vivre… i inne maski
Czym są relacje międzyludzkie? Umiejętnością przekazywania odczuwanych przez siebie emocji i wyznawanych postaw? A może zdolnością pokazania tylko tego co chcemy by ludzie zobaczyli, niekoniecznie mającą odzwierciedlenie w rzeczywistości?
Nie raz zdarzyło mi się zachować wbrew swoim przekonaniom tylko po to, by nie zostać odebraną jako „nieucywilizowaną”, niedostosowaną do wymagań kultury, nie trzymającą się ustalonych zasad czy arogancką. Lecz co tak naprawdę mnie wstrzymywało? Kultura osobista, normy, cywilizacyjny savoir vivre?
Tu pojawia się jeszcze jedno pytanie: czy z powodu dostosowywania się, maskując swoje emocje momentalnie przestawałam je czuć?
Nie. Niezależnie od tego jak bardzo chciałabym stłumić emocje nie udałoby mi się to, ponieważ po pewnym czasie ich nadmiar musiałby znaleźć ujście i eksplodować z ogromną siłą. „Bóg mordu” pokazuje właśnie ten moment. Moment odsłonięcia naszego prawdziwego Ja.
Sztuka zaczyna się od pięknej projekcji video przygotowanej przez Karola Budrewicza. Przedstawia ona bójkę pomiędzy dwoma chłopcami, której konsekwencje stanowią oś historii ukazanej w spektaklu. Projekcji towarzyszy muzyką dobraną przez Tomasza Ogonowskiego, która całkowicie pochłania uwagę widza i sprawia, że oglądany filmik odbieramy niezwykle intensywnie. Potem przenosimy się na deski teatru, gdzie czekają w scenicznym „mieszkaniu” czekają na nas już dwie pary skrajnie różniących się rodziców wspomnianych wyżej chłopców.
Pierwsza para odgrywana przez Bernadettę Bursztę, oraz Jacka Zdrojewskiego to ludzie reprezentujący klasę średnią, ugodowi, gościnni oraz wspierający się.
Druga, grana przez Adriannę Jendroszek i Karola Czarnowicza to wykształceni, stonowani ludzie z klasy wyższej. Na pierwszy rzut oka – para bez wad.
Lecz wszystkie „maski” opadają z każdą minutą sztuki.
Z idealnych małżeństw wyłania się obraz niedocenionych i niezauważonych przez swoich partnerów żon oraz niespełnionych przez błędne wyobrażenia o posiadaniu rodzin mężów.
Chcę pogratulować Adriannie Jędroszek i Bernadettcie Burszcie za obłędną grę aktorską. Odgrywane stany emocjonalne były tak naturalne, że gdyby nie fakt, iż byłam w teatrze nigdy nie zgadłabym, że były to perfekcyjnie przygotowane, wyćwiczone sceny.
Reżyserka Magda Skiba swoim spektaklem bawi, zadziwia i zmusza do refleksji. Ukazuje wnikliwy problem udawania kogoś kim się nie jest poprzez lekką, niezwykle poruszającą inscenizację. Fabuła spektaklu przeplatając komedię ze sztuką „moralnego niepokoju” skłania widza do zadumy. Nie uzyskując odpowiedzi na pytanie „kim jestem?” zostawia nam możliwość swobodnej i szerokiej interpretacji.
Polecam „Boga mordu” przede wszystkim miłośnikom przebojowego humoru, widzom którzy jednocześnie lubią gdy przedstawienie zostawia je z pytaniami bez oczywistej odpowiedzi i entuzjastom sztuki poruszającej uniwersalne dylematy moralne.
Wiktoria Glomb
Zespół Szkół nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Koszalinie
Świat poza formą
Sztuka “Bóg Mordu” Yasminy Rezy w reżyserii Magdy Skiby przedstawia dwa kompletnie różne małżeństwa, które próbują rozwiązać problem: ich synowie pobili się, w wyniku czego jeden z nich stracił dwa zęby.
Co to jest forma? Dlaczego w ogóle jej używamy? Czy jest ona potrzebna?
Forma to tak zwana maska, którą zakładamy, by inni widzieli to co chcemy by zobaczyli, ukrywając przed nimi jacy naprawdę jesteśmy.
Spektakl rozpoczyna się spokojnie, poznajemy postacie: Weronikę (Bernadetta Burszta) i Jakuba (Jacek Zdrojewski) – to rodzice poszkodowanego chłopca oraz Annę (Adrianna Jendroszek) i Roberta (Karol Czarnowicz) – rodziców napastnika. Pierwsza para jest spokojna i zwyczajna, on handluje przedmiotami gospodarstwa domowego, ona jest pisarka specjalizującą się w problematyce afrykańskiej. Druga para jest zupełnie inna: elegancka i poukładana, wręcz zimna. On: prawnik, ona radca prawny działająca w fundacji zajmującej się ochroną zwierząt.
Z czasem tempo narasta i obie pary zrzucają „maski”. Początkowo uprzejmi i dobrze wychowani ludzie zaczynają pokazywać swoją prawdziwą naturę. W ten sposób “Bóg Mordu” przedstawia nam jakby wyglądał świat bez tych masek, bez narzucanej sobie przez nas samych form zachowania i współżycia.
Mam swoje przemyślenia na ten temat. Otóż, uważam że ta forma jest nam potrzebna. Podam przykład. Możemy być wyluzowani i uwielbiać żarty, ale kiedy pracujemy w biurze to „forma” narzuca nam jak mamy się zachowywać, bo na przykład inne zachowanie mogłoby spowodować utratę tej pracy… więc zakładamy maskę spokojnego biurowego pracownika. W moim przypadku ta maska jest zakładana w szkole, na lekcjach, bo mimo tego, że na przerwach śmieję się i mówię wszystko co mi przyjdzie do głowy, to na lekcjach to by nie przeszło.
Brawa należą się reżyserce Magdalenie Skibie za to jak fenomenalnie został przez nią zinterpretowany tekst Yasminy Rezy. Gratuluję!
Scenografia i kostiumy zrobione przez Beatę Jasionek są minimalistyczne. Bardzo mi się spodobała koncepcja zrobienia samego zarysu pomieszczeń bez ścian, tak jakby były one niewidzialne, a my widzowie oglądamy dzięki temu co się dzieje w środku. Kostiumy co prawda były zwykłymi codziennymi ubraniami, ale perfekcyjnie pasowały do bohaterów i podkreślały też ich osobowości.
Zaintrygowała mnie oprawa muzyczna przygotowana przez Tomasza Ogonowskiego. Idealnie pasowała tematycznie do spektaklu, a końcowy utwór „chodził” mi po głowie podczas powrotu do domu. Chcę też docenić projekcje video za które był odpowiedzialny Karol Budrewicz. Było dla mnie to coś nowego, ale podobało mi się bardzo. Projekcje nawiązywały do tego co się dzieje na scenie i symbolicznie odzwierciedlały atmosferę, która wytwarzała się pomiędzy bohaterami.
Nie jestem w stanie wybrać jednego aktora, którego postać trafiła do mnie najbardziej. Wszyscy bohaterowie zostali zagrani tak dobrze, że aż nie wiem jak to wyrazić. Każdy z aktorów dał swojej roli coś prawdziwego i chociaż niektóre zachowania były wręcz abstrakcyjne to wszyscy podołali zadaniu.
Komiczne były momenty kiedy Jakub podśpiewywał lub nucił piosenki dla dzieci, a Weronika go uciszała jakby bała się co pomyślą o nich goście. Zaintrygowała mnie postać Anny, która początkowo była opanowana, z czasem jakby jej skorupa pękała. Okazało się, że martwi się o wszystko za bardzo, ale mimo że jej mąż interesuje się tylko pracą nadal go kocha i stara się za dwoje, co ją męczy.
Sztuka “Bóg Mordu” jest naprawdę świetna. Skłania do refleksji, ale jednocześnie jest przezabawna. Idealna dla kogoś kto lubi się pośmiać i jednocześnie zobaczyć coś z morałem.
Polecam ten spektakl i zobaczyć na własne oczy jak skomplikowany może być człowiek. Może i wy odkryjecie coś, czego jeszcze nie wiedzieliście o samym sobie.
Kinga Rynkun
Zespół Szkół nr 9 im. Romualda Traugutta w Koszalinie
Dziecko czy dorosły? Oto jest pytanie…
Kiedy dziecko staje się dorosłym? Czy jest to ten magiczny moment ukończenia
18. roku życia? A może trochę wcześniej, gdy tylko zacznie rozumieć powagę świata? A może nigdy tak naprawdę nie staje się dorosłym? A co jeśli dorosłość to kolejna maska wymuszana przez społeczeństwo, by być wyżej w hierarchii?
Upadek dorosłości możemy zobaczyć w „Bogu Mordu” w reżyserii utalentowanej Magdy Skiby na scenie na zapleczu w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym. Spektakl, na który państwa serdecznie zapraszam, jest dosyć prosty w pierwszej fabularnej warstwie. Oto dwójka chłopców pobiła się, jeden drugiemu wybił dwa zęby. Ich rodzice spotykają się, by porozmawiać i ustalić dalsze działania w tej przykrej sytuacji. Ot, zwykła historia jakich wiele. Zwykła, jeśli jej bohaterom uda się opanować emocje oraz zachować dojrzałość reakcji.
Sam spektakl zaczyna się dość ciekawie. W scenografii „mieszkania” widzimy projekcję video, która pokazuje bójkę dwóch chłopców. Muzyka, która towarzyszy projekcji (ta sama muzyka kończy spektakl) jest melancholijna. We mnie uruchomiła wspomnienia mojego dzieciństwa i „bitew” wśród rówieśników. I przywołała refleksję: przecież każdy z nas też mógł być w tak kuriozalnej sytuacji. Możliwe, że każdy z nas kiedyś bronił, lub w przyszłości będzie bronić swoje własne dziecko przed obarczeniem go/ją winą. Sądzę, że Tomasz Ogonowski, odpowiedzialny za oprawę muzyczną spisał się fenomenalnie. Jeśli chodzi o wspomniane wyżej wideo stworzone przez Karola Budrewicza, uważam, że jest ono bardzo dobrym wprowadzeniem do historii.
Zachwyca również scenografia Beaty Jasionek. Dzięki niej możemy ujrzeć wnętrze mieszkania Weroniki i Kuby, być trochę jak wścibscy sąsiedzi, którzy podsłuchują kłótnię dwóch rodzin w mieszkaniu obok. Dzięki temu cały spektakl wygląda bardziej realistycznie i „codziennie”, a aktorzy mogą być bardziej swobodni na scenie.
Jeśli chodzi o ruch sceniczny to widz się nie nudzi, ale też nie gubi. Wszędzie coś się dzieje, ale nie w takim stopniu byśmy skupili się na tym, co w „kuchni” robi Weronika, kiedy w „salonie” toczy się rozmowa o spłuczki do toalet między ojcami. Magda Skiba zadbała o to, byśmy zobaczyli niezwykłość każdego z aktorów i aktorek na scenie.
Muszę przyznać, że bałam się trochę tego spektaklu. Widziałam monodram „Zapowiada się ładny dzień” w reżyserii Magdy Skiby i szczerze mówiąc nie zrozumiałam go do końca. Zazwyczaj to, czego nie rozumiemy, od razu nam się nie podoba. Tak też było w moim przypadku, ale tym razem odetchnęłam z ulgą. „Bóg Mordu” pozytywnie mnie zaskoczył. Stąd moje ogromne brawa w stronę reżyserki. Życzę jej dalszych sukcesów.
Nie mogę nie wspomnieć o aktorkach i aktorach. Zazwyczaj próbuję opisać każdego/każdą z nich, ale tutaj nie umiem. Wszyscy razem stworzyli niesamowitą atmosferę. Ich krzyki, skoki przekształciły się w pewien rodzaj harmonii, która była intrygująca, zabawna i też momentami zastanawiająca. Bernadetcie Burszcie, Adriannie Jendroszek, Karolowi Czarnowiczowi oraz Jackowi Zdrojewskiemu należą się brawa na stojąco za fenomenalną grę i wprowadzenie widza w trudne do opisania uczucie: coś pomiędzy zachwytem, a zarazem zadumy.
Po spektaklu mam kilka przemyśleń. Głównie dotyczących dorosłości. Nie wiem, czy chce dorosnąć. Udawać, że wszystko jest piękne, cudowne, oraz że każdego i wszystko lubię…
Jeśli poszukują państwo śmiechu i podobnych refleksji na resztę wieczoru to „Bóg Mordu” czeka. Polecam spektakl i życzę wszystkim, którzy dołożyli swoją cegiełkę do tego spektaklu dalszych artystycznych sukcesów.
Tymoteusz Mzyk
Zespół Szkół nr 9
im. Romualda Traugutta w Koszalinie
Maska kiedyś odpada
Historia rozpoczyna się projekcją video, na której widzimy bójkę dwóch chłopców. Później dowiemy się, że w jej wyniku jeden z chłopców stracił dwie jedynki. Potem przenosimy się do „mieszkania” rodziców poszkodowanego dziecka, w którym – wraz z rodzicami małego napastnika – próbują znaleźć sposób, aby młodzi chłopcy się pogodzili i wyciągnęli wnioski ze swojego zachowania. Podczas rozmowy dochodzi do sporów między dorosłymi, a też wzajemnego obgadywania się za plecami. Tylko czy sprawa zostanie w jakikolwiek rozwiązana?
Sztuka pod tytułem „Bóg Mordu” w reżyserii Magdy Skiby jest adaptacją dramatu o tym samym tytule autorstwa francuskiej dramatopisarki Yasminy Rezy. Moim zdaniem jest to historia opowiadająca o problemie nakładania „masek” przez nas wszystkich. Spotykamy się z tą praktyką na co dzień. Możemy to zauważyć na spotkaniach, w pracy oraz przy rodzinnym stole. Ukrywamy siebie, aby ukazać się z jak najlepszej strony, albo żeby uniknąć krytyki. Sam nie raz zakładałem maskę przy znajomych i udawałem kogoś kim tak naprawdę nie jestem. Problem polega na tym, że to nieprawdziwe oblicze zawsze kiedyś „pęknie”…
Podobało mi się w jaki sposób została poprowadzona fabuła tego spektaklu. Fabuła, można powiedzieć, wręcz wyjęta z sytuacji z prawdziwego życia. Przemówiło do mnie przedstawienie dwóch rodzajów rodzin: tej z klasy średniej (rodzice ofiary) i tej z klasy wyższej (rodzice napastnika). Co prawda rodzaje i sposoby ich zachowań są bardzo różne, ale są też momenty w których są zbliżone. Na przykład w scenie, w której ojcowie rozmawiali o Clincie Eastwoodzie, a mamy zwracały im uwagę, że zachowują się jak dzieci.
Podobało mi się bardzo światło w spektaklu, które „wkręcało” mnie w intensywniejsze przeżywanie atmosfery, oraz projekcje wyświetlane na scenicznych: „oknie” i „drzwiach”, które inicjowały niektóre sytuacje mające się za chwilę wydarzyć na scenie. Muszę przyznać, że przy „zaciemnionych” i poważniejszych scenach odczuwałem czasem niepokój i grozę.
Kostiumy zostały bardzo fajnie dopasowane do postaci, dzięki czemu bohaterowie wyglądali naturalnie i „codziennie”.
Pochwalić muszę też niesamowitą pracę aktorów (Bernadetta Burszta, Adrianna Jendroszek, Karol Czarnowicz i Jacek Zdrojewski). Wielkie brawa za wyśmienitą grę aktorską. Bardzo podobało mi się jak postacie w sposób „naturalnie fałszywy” komunikowały się między sobą. Żarty potrafiły rozbawić mnie do łez. Tu chciałbym wyróżnić grę Jacka Zdrojewskiego (na przykład w przezabawnej scenie, w której częstuje gości ciastem śpiewając przy tym piosenkę).
Szczerze mówiąc idąc na spektakl spodziewałem się kolejnej zabawnej komedii, a tymczasem wyszedłem nie tylko rozbawiony, ale i zadumany. Myślałem długo o nakładanych przez nas wszystkich „maskach”, które w sytuacjach ekstremalnych bardzo szybko opadają…
Magda Skiba w bardzo fajny sposób opowiedziała historię, która (jak wspominałem wcześniej) mogła się wydarzyć każdemu z nas. Polecam ten spektakl każdemu. Zachęcam też, aby po wyjściu z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego zadać sobie dwa proste pytania: „Czy mogłoby mnie to spotkać?” i „Jak bym się wtedy zachował?”. Szczera odpowiedź na to drugie pytanie może być dla wielu zaskakująca.