Wojciech Markiewicz
Zespół Szkół nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Koszalinie
Trzeba umieć być człowiekiem
Cieszę się gdy – pomimo, że coraz rzadziej mamy okazje podziwiać śnieg w święta, lepić bałwana czy nawet rzucać się śnieżkami – niektóre tradycje świąteczne trwają dalej. Co więcej, zyskują nową twarz za sprawą piór kreatywnych dramatopisarzy. Dzięki temu miałem okazje znaleźć się tuż przed Świętami na widowni w BTD na przedstawieniu pod tytułem: ,,Wigilia Pani Skurcz”, sztuce inspirowanej dziełem Karola Dickensa, autora ponadczasowej ,,Opowieści Wigilijnej”.
Oglądając ,,Wigilię Pani Skurcz” przenosimy się do współczesnego Koszalina. Pani Skurcz jest stereotypową bizneswoman w skali mikro. To właścicielka kompleksu małych zakładów usługowych: pralni, kawiarni i punktu ksero, w których zatrudnia kilkoro pracowników. Posiada ogromny majątek i stale go pomnaża. Co chwilę sprawdza stan swojego konta, ponieważ jak twierdzi tylko to (oprócz dotykania swojej biżuterii) ją odpręża. Pomimo okrągłych sum na koncie, dobrego samochodu, itp., Pani Skurcz jest tak naprawdę bardzo biedna. Dzieje się tak dlatego, że bogactwo to nie dolary czy uncje złota. Prawdziwe bogactwo to wszystko co mamy. Owszem są to też rzeczy materialne, ale na nasze ogólne bogactwo składają się przede wszystkim rzeczy niematerialne. Drogi czytelniku, czy wiesz jakie to są rzeczy? Cóż Pani Skurcz miała się tego dopiero dowiedzieć. Dowiedzieć się tego w tę jedną szczególną noc w roku, którą sama zwykła nazywać ironicznie: ,,Corocznym napadem czułości”.
Jakaż byłaby to Opowieść Wigilijna gdyby zabrakło w niej duchów? Na całe szczęście nie zabrakło, co więcej były to jedne z lepiej zrobionych duchów jakie widziałem na deskach teatru. Żeby wykreować postacie duchów współpracować musiało ze sobą całe grono ludzi! Po pierwsze scenograf (Beata Jasionek) dostarczyła bazy jaką były przebrania dla aktorów. W większości przypadków na kostiumach kończy się kreowanie ducha, ale nie w BTD w Koszalinie. Tutaj współpracowali ze sobą oświetleniowcy, bawiąc się różnokolorowym światłem oraz lampami UV, dźwiękowcy, którzy modulowali głosami aktorów, dzięki czemu nadawali im straszny i nienaturalny dźwięk. Brawa należą się także aktorom, którzy odegrali swoje role znakomicie. Wykonując gwałtowne, jakby nieskoordynowane ruchy ciałem i kończynami. Moją faworytką w tym wypadku była Beata Niedziela, która sprawiła, że ze sceny naprawdę powiało grozą. Całości dopełniła piosenka o „podduszaniu, podrzynaniu i podtapianiu”.
Nie dziwię się, że po spotkaniach z takimi indywiduami Pani Skurcz zaczęła się zastanawiać nad sobą. Duchy pokazały jej jak się zachowywała przez całe swoje życie. Nigdy nikomu nie pomogła, nie powiedziała dobrego słowa. Całe życie była zimna i oschła. Do tego stopnia, że jej serce stężało w kamień. Taki metaforyczny rzecz jasna, ale kamień. Była nieczuła do tego stopnia, że dla zaoszczędzenia pieniędzy przywiązała zimą do drzewa w lesie psa i zostawiła go tam na pewną śmierć. Straciła przez to chłopaka, ale nie przejęła się tym zbytnio. Dla niej liczyły się tylko pieniądze i ich gromadzenie. Sytuację najbardziej odmienił duch teraźniejszych świąt, który pokazał jej co sądzą i mówią o niej ludzie. Na własne oczy mogła zobaczyć, że ludzie nie chcą jej pieniędzy. Wręcz przeciwnie: ci którzy ją znają współczują jej, że zatraciła podstawową wartość jaką jest obdarowywanie. Twierdzą, że musi być przez to samotna i bardzo nieszczęśliwa.
Cała sztuka odgrywa się w miejscu pracy pani Skurcz (nie wiemy czy miała mieszkanie). Tutaj kolejne pochwały należą się ponownie Beacie Jasionek za przygotowanie ładnej oraz przejrzystej scenografii, która pomimo połączenia kilku miejsc stanowiła całość.
Patrząc na całą sztukę mogę powiedzieć, że wszystko w niej gra i śpiewa. Sceny przechodzą w płynnie od jednej do drugiej, aktorzy wchodzą na scenę i schodzą z niej, ale wszystko dzieje się tak naturalnie, niewymuszenie. Jest to zasługą wyćwiczenia, ale także reżysera (Piotra Krótkiego). Muzyka też bardzo dobrze komponowała się z tym co widzimy, nie było żadnych dysonansów pomiędzy obrazem, a dźwiękiem.
Koniec końców Pani Skurcz ,,odrodziła się”. Zrozumiała, że należy kochać ludzi, a nie rzeczy. Znalazła sens w obdarowywaniu, nie tylko w braniu. To jest to o co chodzi w Wigilii, w tym ,,corocznym napadzie czułości”.
Sztuka ta dostosowana jest to dzisiejszych realiów, myślę, że dzięki temu będzie też łatwiejsza do zrozumienia dla dzieci, ale także dla dorosłych. „Wigilia Pani Skurcz” jest sztuką, bardzo wartościową ukazującą to jak posiadanie niewłaściwych wartości może poprowadzić nas ku samotności. Ukazuje, że pomimo dużego tempa życia w naszym materialistycznym społeczeństwie prawdziwego bogactwa nie da się zmierzyć żadną z walut. Pokazuje, że należy kochać ludzi, nie rzeczy.
Katarzyna Ważna
II Liceum Ogólnokształcące im. W. Broniewskiego w Koszalinie
Poskromić żądzę pieniądza
W zeszłym tygodniu, w pewien ciemny, późno jesienny wieczór miałam okazję zasiąść na widowni naszego BTD aby obejrzeć przedstawienie o zacnej nazwie „Wigilia Pani Skurcz”. Brzmi znajomo? Powinno, ponieważ jest to nic innego, niż współczesna interpretacja słynnej „Opowieści Wigilijnej” Karola Dickensa. Własną interpretację tej ponadczasowej baśni przedstawił nam swoimi oczami dramaturg BTD Tomasz Ogonowski, a za reżyserię odpowiedzialny był Piotr Krótki. Cała opowieść dzieje się w realiach dzisiejszego Koszalina i szeroko pojętego społeczeństwa. Mocno skupia się na aktualnie trwającej akcji „KASZANKA2.0”, która wspomaga koszalińską filię Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. Całkowity dochód z premiery przeznaczony został właśnie na pomoc Hospicjum.
Wracając do samego przedstawienia, które – mimo mojego zniechęcenia faktem, iż jest to kolejna wersja eksploatowanej w nieskończoność „Opowieści Wigilijnej” – absolutnie mnie nie zawiodło.
Jak wcześniej wspomniałam, ta nowoczesna wersja starej opowieści przedstawia nam bardzo przyziemne problemy: są ludzie, którzy mają za mało; są ci, którzy mają za dużo. Tytułowa bohaterka: Sabina Salomea Skurcz jest zimną i wyrachowaną kobietą, dla której największą wartością jest kasa. Traktuje swoje oszczędności i skarby jak ukochane dzieci. Prowadzi własny biznes – kawiarnię, ksero i pralnię, wszystko to pod czerwonym, wręcz dyktatorskim szyldem „S.S. Skurcz”. Traktuje swoich pracowników oschle, nie zważając na ich problemy osobiste. Odpycha nawet swoją siostrzenicę Madzię, którą cały czas ozięble nazywa Magdaleną. Odmawia, gdy ta ostatnia zaprasza ją na Wigilię. Niektóre cytaty Pani Skurcz cudownie oddają jej stosunek do świąt: „Pracujemy do 14 i ani minuty krócej!”; lub jeden z moich ulubionych tekstów „Posłowie wymyślili Wigilię (…) Sejm szasta pieniędzmi”. W końcu złe uczynki głównej bohaterki zaczynają ją nawiedzać – i to całkiem dosłownie. Pierwszym wysłannikiem – prosto z piekła jest duch zmarłego męża Pani Sabiny: Stefan Skurcz, który informuję wdowę, że nawet diabli jej nie chcą i że dostanie ostatnią szansę na przemianę. Zapowiada on trzy duchy, które mają jej uświadomić kim była, kim jest i kim się stanie…
Bardzo przypadł mi do gustu wybór Katarzyny Ulickiej – Pydy do odegrania roli tytułowej bohaterki. Zarówno swoją grą aktorską, jak i umiejętnościami wokalnymi wywarła na mnie ogromne wrażenie. Świetnie odegrała „podróż” jaką podczas nocy wigilijnej odbywa Sabina Salomea Skurcz. Kolejna rzecz, która zapadła mi w pamięć to specyfika ruchów Pani Skurcz – jakby ciągłe skradanie się. Możliwe, że nie był to zabieg samej aktorki lecz reżysera albo choreografa, niemniej jednak nadało to bardzo specyficznego i pasującego do roli charakteru postaci.
Moimi ulubionymi elementami spektaklu zdecydowanie były numery muzyczne. Zarówno piosenki (teksty: T. Ogonowski, muzyka: Maciej Osada-Sobczyński) jak i choreografia (Arkadiusz Buszko) świetnie podkreślały charakter Pani Skurcz i jej wpływ na wszystkich dookoła. A do tego bardzo wpadały w ucho! Pięknie też pokazują kontrast pomiędzy Panią Skurcz, która poznajemy, a tą z którą się żegnamy. Scenografia autorstwa Beaty Jasionek, choć nie była bardzo skomplikowana, okazała się bardzo elastyczna i funkcjonalna. Podobało mi się, że wpasowywała się w każdy nastrój jaki w danej chwili panował na scenie. Z kolei kostiumy wszystkich zjaw były mistrzowsko dopracowane, nawet do tego stopnia, że sama się przestraszyłam.
Myślę, że reżyser miał w zamyśle wstrząsnąć widownią i skłonić do głębszej refleksji niż po obejrzeniu filmu czy przeczytaniu książki. Były momenty, w których akcja działa się bezpośrednio na poziomie widowni, co według mnie miało sprawić, że widownia czuła się współwinna bądź odpowiedzialna. Właśnie przed realizację artystyczną i reżyserską spodobał mi się ten spektakl.
Ludzie w dzisiejszych czasach rzadko kiedy potrafią być bezinteresowni i myślę, że właśnie to jest najbardziej uwydatnione w postaci Sabiny Salomei Skurcz, która mimo, że jest otoczona ludźmi życzliwymi uważa to wszystko za bzdurę. Mimo, że sama nie wybrałabym się na to konkretne przedstawienie to uważam, że bardzo dobrze tłumaczy jakimi wartościami powinniśmy się kierować, bez względu na wiek czy majętność. Serdecznie zapraszam do udziału w „KASZANCE2.0” więcej informacji znajduje się na stronie głównej BTD, a sama akcja trwa do końca grudnia – należ iść za wzorem Pani Skurcz i zacząć pomagać dopóki jeszcze można.
Joanna Dzwonek
Zespół Szkół nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Koszalinie
Druga szansa Pani Skurcz
Co roku przed świętami Bożego Narodzenia ludzie wspominają najbardziej znane świąteczne historie takie, jak „Kevin sam w domu”, „Grinch: Świąt nie będzie” czy „Opowieść Wigilijna”. To właśnie dzieło Charlesa Dickensa stało się inspiracją dla koszalińskiego dramaturga Tomasza Ogonowskiego.
Bohater „Opowieści Wigilijnej” – Ebenezer Scrooge – jest znany niemal każdemu. Jego skąpstwo, pogoń za pieniędzmi i obojętność na biedę i cierpienie innych okazują się odwiecznym problemem społeczeństwa. Nic dziwnego, że powstają coraz to nowsze adaptacje tego utworu.
W tym przypadku główną bohaterką jest Sabina Salomea Skurcz (Katarzyna Ulicka – Pyda), która w zachowaniu niczym nie różni się od swojego pierwowzoru. Na każdym kroku nawiązuje do pieniędzy i do długów. Uszczęśliwia ją jedynie sprawdzanie stanu konta bankowego i oglądanie swoich „skarbów” – drogocennych „kamyczków”. Pani Skurcz twierdzi, że wszystko musi się opłacać i jest skąpa do tego stopnia, że używa latarki, aby oszczędzać prąd. Nie żywi do nikogo żadnych pozytywnych uczuć, nie licząc oczywiście swoich skarbów i pieniędzy (nawet tych, które trzyma pod podłogą!). Sabina nienawidzi Świąt Bożego Narodzenia, twierdzi, że jest to strata pieniędzy, przez co można popaść w długi.
W wieczór wigilijny Panią Skurcz odwiedzają cztery duchy, tak samo jak w „Opowieści Wigilijnej”. Pierwszym z nich jest duch jej zmarłego męża Stefana Skurcz (Piotr Krótki), który za życia również był chciwy. Pan Skurcz jako zadaną pokutę ma zmienić postępowanie swojej małżonki i zapowiada wizytę kolejnych trzech duchów.
Widzowie oglądają wielką przemianę Pani Skurcz. Jak wiadomo, zmienia się w kochającą ludzi i hojną kobietę. Okazuje się, że rzeczywiście „sens jest w obdarowywaniu innych tym, co się posiada”.
Ten spektakl jest przeznaczony dla widzów od 6 do 106 lat (taka informacja znajduje się na oficjalnej stronie internetowej Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie). Niestety nie mogę się z tym zgodzić i choć sama sztuka wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, jestem nieco zaniepokojona tym faktem. Dzieci w trakcie spektaklu były spięte, siedziały wtulone w rodziców, a nawet płakały. Modulator głosu Ducha Minionych Świąt, zmienianie głów Ducha Obecnych Świąt, dziewczynka przypominająca Samarę Morgan z filmu „Ring” – uważam, że to zbyt wiele dla tak młodych widzów. Byłam świadkiem sytuacji, w której dziewięcioletni chłopiec płakał już od momentu pojawienia się pierwszego ducha. Z pewnością nie był to zamierzony cel twórców tego spektaklu, jednak chłopiec opuścił salę i nie miał okazji obejrzeć go do końca. Uważam, że spektakl powinien być dla dzieci od co najmniej 10., a nawet 12. roku życia.
Myślę, że kostiumy (Beata Jasionek) miały szczególny wpływ na emocje dzieci. Moim zdaniem były świetnie wykonane i muszę przyznać, że nawet ja (siedemnastoletnia dziewczyna) odczuwałam lekki niepokój. Szczególnie, gdy jeden z duchów pojawił się wśród widowni, niedaleko mojego miejsca, a na scenie co chwilę zmieniał głowy.
Przy spotkaniach ze zjawami światła były przyciemnione i naprawdę bardzo podobał mi się zabieg z lampami ultrafioletowymi, dzięki którym widzowie czuli się, jakby byli w innym świecie. Kostiumy duchów i scenografia były częściowo pokryte farbami, które widać było właśnie dzięki lampom UV.
Aktorzy, którzy zagrali w „Wigilii Pani Skurcz” są mi już znani i muszę powiedzieć, że i tym razem mnie nie zawiedli. Dodatkowo zachwycili mnie od strony wokalnej. Szczególnie urzekła mnie Beata Niedziela, która wcieliła się w rolę kelnerki, żony Maksymiliana i Pierwszego Ducha. Nie tylko ze strony aktorskiej, ale też i przez uśmiech, jakim po spektaklu obdarowała chłopca, który wręczył jej różę w imieniu koszalińskiej filii Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. Ta chwila naprawdę wywołała we mnie ogromne wzruszenie.
Niesamowicie zachwyciły mnie też piosenki (teksty: Tomasz Ogonowski, muzyka: Maciej Osada-Sobczyński). Trzymały w napięciu, ale i sprawiały, że widzowie również chcieli śpiewać razem z aktorami, którzy byli na scenie.
Przekaz tej baśni jest łatwy do wychwycenia, jednak wydaje mi się, że trudno jest się do niego stosować w dzisiejszych czasach. Stwierdzenie „bogaty, lecz bardzo biedny” jest pięknym podsumowaniem tego, co niesie ze sobą „Wigilia Pani Skurcz”. Nie jest to nic dziwnego, gdy ludzie wokół powtarzają nam, że pieniądze nie są ważne, a zaraz sami ruszają w pogoń za nimi. Wiadomo: bez pieniędzy nie da się żyć. Są nieodłącznym elementem naszego społeczeństwa. Jednak niektórzy mają ich zbyt wiele, aby móc w pełni cieszyć się życiem – ciepłem i radością chwil spędzonych z bliskimi.
Agnieszka Szymczak
II Liceum Ogólnokształcące
im. Władysława Broniewskiego w Koszalinie
O naturze ludzkiej
W sobotę 7 grudnia w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym miała miejsce premiera spektaklu zatytułowanego „Wigilia Pani Skurcz” autorstwa Tomasza Ogonowskiego w reżyserii Piotra Krótkiego. Spektakl jest zainspirowany klasykiem „Opowieść Wigilijna” Charlesa Dickensa.
Sztuka przygląda się czasom obecnym na bazie „Opowieści Wigilijnej” właśnie. Główną bohaterką jest silna i niezależna kobieta, niezłomna kapitalistka, która jest zdolna do wszystkiego aby tylko powiększyć stan swojego konta. Kobieta konsekwentnie realizuje swój cel… aż do niespodziewanej wizyty ducha jej zmarłego męża, który oznajmia jej, iż jeśli nie zmieni swojego postępowania oraz stosunku do ludzi skończy w piekle. Zarazem zaznacza, że doprowadzenie do przemiany kobiety jest jego pokutą za potworne czyny jakich dopuścił się za życia. Odchodząc daje żonie do zrozumienia, że jest tak podła i zła do szpiku kości, że nie chcą jej nawet diabły w piekle.
Pani Skurcz w Noc Wigilijną wybiera się w mimowolną podróż z duchami przysłanymi przez jej męża, które mają za zadanie uświadomić kobiecie kim jest oraz odmienić na zawsze jej postępowanie.
Problematyka utworu skupiona jest na wartości jaką jest dobro w jego wielu aspektach.
W części metaforycznej znajduje się przepis i odpowiedź na odwieczne pytanie: „Jak być dobrym człowiekiem?”.
Spektakl uświadamia, że wbrew pozorom nie trzeba do tego aż tak wiele, a dobro można czynić choćby najmniejszymi gestami wobec innych ludzi.
„Wigilia Pani Skurcz” pokazuje też co dzieje się z człowiekiem pozbawionym choćby krzty dobroci i współczucia. Skurcz jest samotna z własnej woli, nienawidzi wszystkiego i wszystkich, jest zgorzkniała i choć bogata, to jednak bardzo biedna.
Miłosierdzie, jałmużna i łagodne usposobienie jest zaprezentowane jako element natury ludzkiej i w istocie tak jest. Wpływ na taką opinię mają nie tylko reguły społeczne, system wartości – moralność, ale też doktryny religijne opierające się na tych wartościach. Można więc powiedzieć, że Skurcz jest prawdziwą outsiderką w świecie uznającym hegemonię dobra nad złem. Jest to widoczne zwłaszcza w okresie świątecznym, w którym to czasie nawet jednostki dystansujące się od tych wartości w końcu im ulegają.
Podczas trwania spektaklu wrażenie wywarła na mnie fenomenalna warstwa muzyczna.
Odpowiedzialny za nią jest Maciej Osada – Sobczyński. Jednak najbardziej byłam zachwycona tekstami piosenek autorstwa Tomasza Ogonowskiego. Opowiadały one o emocjach i przemyśleniach bohaterów, a przy tym były zabawne i błyskotliwe.
Jedna z nich stanowi też piękną klamrę kompozycyjną zespajającą początek i koniec spektaklu.
Mówi ona o tym, że Wigilia to szczególna noc w roku, kiedy to spełniają się marzenia oraz zło przemienia się w dobro.
Piosenka doskonale oddaje nastrój świąteczny oraz wyjątkowość Wigilii. Jest też moim zdaniem kluczem interpretacyjnym zapowiadającym i zarazem podsumowującym to co stało się z bohaterką.
Naturalnie, o ile warstwa muzyczna stanowi lwią część spektaklu to równie istotna jest w jego wypadku chorografia. Układy ruchowe, za które odpowiada choreograf Arkadiusz Buszko są dobrze opracowane i świetnie współgrają z treścią wykonywanych piosenek. Można powiedzieć, że są ich fizyczną kontynuacją. Scenografia jest raczej umowna, ale dobitnie przedstawia samą bohaterkę.
Mam tu konkretnie na myśli dwa elementy: mini telebim reklamujący firmę Pani Skurcz, na którym wyświetlony był napis KAWIARNIA – KSERO – PRALNIA oraz pojawiający się znak $$$, wskazujący na cele jakie jej przyświecają. Drugim istotnym elementem jest nekrolog, który mówi: „Sabina Salomea Skurcz – Za życia wredna. Bogata, lecz bardzo biedna”. Te stwierdzenia wprost definiują główną bohaterkę. Mówiąc natomiast o samej bohaterce, to została ona wprost niesamowicie wykreowana przez Katarzynę Ulicką – Pydę. Aktorka doskonale wczuła się w rolę i miała dystans do odgrywanej postaci. Jej mimika była wyrazista. Najwspanialszy był jednak zimny i bezwzględny wyraz twarzy. Mimo, że twarz była kamienna pracowały oczy, które były pełne pogardy. Urzekł mnie ten wyraz ekspresji.
Dużą zaletę spektaklu stanowi estetyka scenografii, barwne postacie tj. wyżej wspomniana Pani Skurcz oraz przezabawny i przerysowany mąż grany przez Piotra Krótkiego.
Bardzo istotny był według mnie także cel jaki przyświęcał tej premierze: całkowity dochód z premiery został przeznaczony na wsparcie podopiecznych koszalińskiej filii Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. Piękny i szczytny cel. Wielkie brawa!
„Wigilia Pani Skurcz” jest baśnią przeznaczoną dla każdego, gdyż jej treść podkreśla dwie uniwersalne prawdy: po pierwsze, że w czasie Świąt najważniejszy powinien być drugi człowiek oraz – co wyraźnie artykułuje jeden z duchów nawiedzających Skurcz – że „’sprzedaliśmy święta” i zatraciliśmy ich ducha.
Podsumowując: nie duśmy w sobie dobroci płynącej z naturalnej potrzeby czynienia dobra. Pamiętajmy czym są święta, a nie ile będą kosztować. Wesołych Świąt i niech każda pani Skrucz rozkruszy skorupę w sercu zawczasu.
Wiktoria Nowak
I Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Dubois
Powiało nowością w klasyku
Muszę przyznać, że wybierając się na ten spektakl nie oczekiwałam niczego ambitnego. Byłam nawet trochę zażenowana zdając sobie sprawę z faktu, że idę na baśń przeznaczoną głównie dla dzieci. W dodatku na baśń, która inspirowana jest nowelą Charlesa Dickensa „Opowieść Wigilijna”. Błagam, chyba każdy z nas zna historię Ebenezera Scrooga, który po odwiedzinach trzech duchów przechodzi wewnętrzną przemianę i staje się dobrym człowiekiem. Historia piękna i wzruszająca, lecz moim zdaniem równie przereklamowana. Dlatego siadając w fotelu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego skazałam ten spektakl z góry skazany na niepowodzenie. Na szczęście… dawno się tak nie pomyliłam.
Zaskakujący był już komunikat puszczany z głośników przed samym spektaklem. Oto główna bohaterka Sabina Salomea Skurcz kategorycznie zabrania w nim używania telefonów komórkowych, nawet do… sprawdzenia stanu swego kąta. Te kilka zabawnych zdań wprowadziło widownię w odpowiedni nastrój.
Kiedy rozsuwa się kurtyna, naszym oczom ukazuje się sielankowy obraz. Pracownicy “kombinatu”: pralnia, ksero kawiarnia śpiewają i tańczą (trzeba przyznać: ładnymi głosami). Tę sielankę brutalnie przerywa kobieta zła do szpiku kości – tytułowa Pani Skurcz, grana przez Katarzynę Ulicką-Pydę. W tym fragmencie poznajemy naszą bohaterkę, dla której liczą się tylko pieniądze, stan konta (który systematycznie sprawdza) oraz jej biżuteria. Kobieta nienawidzi świąt, bo jak uważa jej biznes wtedy stoi, a ona nie zarabia. Nie widzi sensu robienia 12 potraw wigilijnych oraz kupowania prezentów. Jak mówi: ludzie zapożyczają się tylko po to aby przygotować kolację na jeden wieczór. Dowiadujemy się jednak, że Sabina mimo że lubi być sama i chce być sama, ma też rodzinę. A mianowicie siostrzenicę Magdalenę (Dominika Mrozowska – Grobelna), która mimo paskudnego charakteru ciotki składa jej propozycję spędzenia rodzinnych świąt. Nic z tego. Pani Skurcz chce spędzić ten wieczór tylko i wyłącznie ze swoimi drogimi kamyczkami. Pani Dominika bardzo podobała mi się w tej roli. Pokazała prawdziwy kunszt aktorski. Wykreowana przez nią postać jest naprawdę dobrym człowiekiem. Myślę, że wielu osobom na widowni zrobiło się cieplej na sercu, kiedy grana przez nią postać postanowiła pomóc bezdomnemu chłopcu.
Gra aktorska Katarzyny Ulickiej – Pydy zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. Obserwując graną przez nią postać zdałam sobie sprawę, że widzę w niej wiele znajomych mi osób. Myślę, że to właśnie dlatego jej postać tak mnie zaciekawiła. Uważam, że ja, jak i wielu innych widzów dostrzegło nie Panią Skurcz, a właśnie kogoś zupełnie innego. Kogoś znajomego…
A już kiedy Panią Skurcz zaczynają odwiedzać duchy moje początkowe uprzedzenia wobec spektaklu runęły całkowicie. Upiory zaskoczyły mnie totalnie. Ich groteskowe ruchy, przerażające głosy i „nałożone” na nie światło UV tak idealnie ze sobą współgrały, że aż zapierały dech w piersiach.
Na oklaski zasługuje więc oprawa wizualna w wykonaniu Beaty Jasionek. Maski postaci były dopracowane w każdym szczególe i faktycznie były w stanie wywołać prawdziwe dreszcze. Apogeum strachu miało jednak miejsce, kiedy na scenie pojawiła się mała dziewczynka (Pani Skurcz jako dziecko w sierocińcu) Jeśli ktoś przeraźliwe obawia się Samary Morgan – dziewczynki z horroru „The Ring” to radzę w tym momencie sztuki zamknąć oczy.
Moją uwagę przykuła też muzyka skomponowana przez Macieja Osadę – Sobczyńskiego. Część muzyczna była naprawdę dopracowana, a wiele dźwięków pojawiało się we wprost idealnych momentach. Nie można tutaj też zapomnieć o autorze sztuki Tomaszu Ogonowskim, który z cała pewnością posiada talent do pisania, a jak się okazuje dobre teksty piosenek również nie są mu obce.
Chciałabym zwrócić jeszcze uwagę na duet który mogę szczerze powiedzieć wręcz mnie zahipnotyzował. Było to wykonanie piosenki Przez Panią Skurcz i jej zmarłego męża – Pana Stefana Skurcz granego przez Piotra Krótkiego. Szczerze mogę powiedzieć, że ich wykonanie piosenki było rewelacyjne. Nawet nie chodzi tutaj o samą melodię lecz o choreografię przygotowaną przez Arkadiusza Buszko. Postacie tańczyły ze sobą jakby nie musiały pamiętać o krokach czy tekście. Liczył się tylko drugi aktor na scenie.
Jedyna rzecz, o której mogłabym wypowiedzieć się negatywnie to wiek od którego wpuszczano dzieci na salę. Uważam, że siedem lat to zdecydowanie za mało na tego typu spektakl, w którym występują naprawdę straszne postacie oraz gra często klimatyczna muzyka, która tylko potęguje nastrój grozy.
Na sam koniec chciałabym tylko wspomnieć o samej pięknej idei przeświecającej temu wieczorowi. Premiera w BTD była bowiem spektaklem charytatywnymi, z którego cały dochód został przekazany na rzecz koszalińskiej filii Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. Mam nadzieję, że wiele dzieci skorzysta z pomocy widzów, a my jako widownia poczujemy, że nie mamy serc z kamienia, a zrobienie dobrego uczynku wcale nie boli.
Krzysztof Wiśniewski
I Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Dubois
Scrooge 2.0
Od 19 grudnia 1843 roku, kiedy to „Opowieść Wigilijna” ukazała się po raz pierwszy, minęło już sporo czasu. Baśń autorstwa Charlesa Dickensa doczekała się niezliczonych adaptacji, zarówno teatralnych jak i filmowych. Najbardziej rozpoznawalną cechą twórczości tego angielskiego pisarza epoki wiktoriańskiej jest duża wrażliwość na krzywdę społeczną oraz zaangażowanie na rzecz spraw ludzi ubogich. W swoich powieściach Dickens w sposób osobliwy łączy opis (wręcz socjologiczny) środowisk społecznych z romantyczną (na pół poetycką) atmosferą baśniowości. „Opowieść Wigilijna” stanowi zatem idealną osnowę dla projektów artystycznych, których celem jest zwrócenie uwagi, zwłaszcza w okresie przedświątecznej gorączki, na sprawy najważniejsze: serdeczność, wielkoduszność i często zapominaną, międzyludzką życzliwość.
Choć szkielet przedstawienia (w tym układ scen) i przesłanie „Wigilii Pani Skurcz” wprost odwołują się do pierwowzoru, to jednak autor tekstu przedstawienia – Tomasz Ogonowski – zadbał o to, by ta uniwersalna opowieść znalazła swoje lokalne, bliskie odbiorcy odniesienie. Akcja zostaje zatem przeniesiona z dziewiętnastowiecznego Londynu do współczesnego Koszalina. Zmienia się również podmiot uosabiający skąpstwo – kostyczny, staroświecki i bezduszny Ebenezer Scrooge zamienia się w nowoczesną i energiczną bizneswomen Sabinę Salomeę Skurcz (Katarzyna Ulicka – Pyda). Główna bohaterka to despotyczna i pazerna właścicielka wielobranżowego biznesu (pralnia, punkt ksero i kawiarnia „Skurcz Cafe” upchane w jednym budynku). Od pierwszych minut przedstawienia obserwujemy bezwzględny, cyniczny i najzwyczajniej w świecie podły styl zarządzania zasobami ludzkimi. Sabina nie potrafi nawet zamaskować swojej niechęci do „ducha” Bożego Narodzenia: złością reaguje na samo słowa „święta”, w wigilijne popołudnie nie pozwala pracownikom pójść szybciej do domu oraz zabrania im okazywać w jakikolwiek sposób radości. W jednej z piosenek padają z jej ust znamienne słowa: Jak jesteś głupi to z innymi się dziel; lepiej patrz jak na koncie przyrasta liczba zer. Bohaterka podkreśla wciąż na nowo, że chce być sama i nawet nie zauważa jak osuwa się w śmieszność deklarując, iż dla oszczędności nie podgrzewa sobie jedzenia. Sabina Salomea Skurcz jako nowoczesna, skuteczna i bezwzględna bizneswomen na pewno nie da sobie w KASZĘ (2.0) dmuchać 😉
Największe zaskoczenie przynosi środkowa część spektaklu, w której rozpoczyna się proces przemiany. W pierwszej kolejności Sabinę nawiedza duch jej męża, którego pochowała 10 lat temu. Nieboszczyk nie ukrywa „strasznej” prawdy o tym, że diabły wysłały go z trudną misją „nawracania” szacownej małżonki, ponieważ nawet one (sic!) nie chcą jej w piekle. Następnie towarzyszymy Pani Skurcz w osobliwej wędrówce po wydarzeniach z jej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Poznajemy ukryte głęboko w przeszłości źródła jej postawy życiowej: razem z nią doświadczamy tragedii, która spotkała ją w dzieciństwie. Obserwujemy obecny stosunek innych do jej osoby oraz widzimy dramatyczną wizję przyszłości, jeżeli nie zmieni swojego zachowania.
Jak przystało na parafrazę baśni Dickensa, Pani Skurcz pod wpływem tych przeżyć przechodzi wewnętrzną przemianę. Z wizytami kolejnych duchów ubywa jej coraz więcej kamienia z serca. Pod koniec przedstawienia odmieniona bohaterka, niczym ewangeliczny bogacz zaczyna dzielić się majątkiem i finansuje leczenie syna swojego asystenta. Pani Skurcz odkrywa prawdę o swoim życiu i uświadamia sobie, że choć była bogata, była bardzo biedna.
Warto w tym miejscu podkreślić to, iż reżyser postanowił nie ukrywać przesłania utworu za pomocą mylących tropy środków artystycznych. Od samego początku jest ono wyraźne i dla wszystkich zrozumiałe. Tym samym został wzmocniony przekazu spektaklu: wielokrotnie wybrzmiewający leitmotiv utworu – Sens jest w obdarowywaniu innych – zmusza widza do przemyślenia swojej postawy w obliczu magii Świąt.
W utrzymaniu uwagi młodego widza pomaga całkiem spora dawka humoru, ale także przerwa pomiędzy aktami (między drugim a trzecim duchem). Choć spektakl trwa jedynie półtorej godziny, to przerwy odpowiadają w pełni potrzebom dzieci, które nie potrafią utrzymać tak długo skupienia.
Moim zdaniem w „Wigilii Pani Skurcz” szczególną uwagę wato zwrócić na grę trójki aktorów. Katarzyna Ulicka – Pyda wcielająca się w rolę Sabiny ani na chwilę niepotrzebnie nie spowalnia tempa, przez całe przedstawienie „nie wychodzi” z roli. Przemiana granej przez nią postaci wydaje się realistyczna, a emocje temu towarzyszące prawdziwe. Aktorka po raz kolejny potwierdza, iż nie były przypadkiem liczne nagrody i wyróżnienia (Nagroda prezydenta miasta Koszalina za osiągnięcia w dziedzinie kultury, czy też Najpopularniejszy aktor w plebiscycie BTD), którymi dotychczas była wielokrotnie honorowana.
Z wielką przyjemnością ogląda się grę tej aktorki w duecie z Adamem Lisewskim. Choć jestem przekonany, że na deskach Bałtyckiego Teatru Pana Adama miałem okazję oglądać po raz pierwszy, to grą aktorską z miejsca zdobył on moją sympatię. Jego reakcje w dialogach są żywe, wyraziste i energiczne. Kreowana przez niego w tym przedstawieniu postać łączy wspaniale funkcję alter-ego pani Skurcz i wychowawcy małych odbiorców sztuki.
Dominika Mrozowska-Grobelna zdaje z się z kolei najmocniej podbijać serca kilkuletnich widzów. W trakcie spektaklu bez wysiłku można było dostrzec uśmiechy na twarzach dzieci, gdy postać siostrzenicy pani Skurcz pojawiała się na scenie. Pani Dominika wirtuozersko odegrała postać Madzi – uroczej, miłej dziewczyny, która mimo uszczypliwości cioci zawsze stoi po jej stronie i wiernie ją wspiera. Z niecierpliwością czekam na kolejne role tej artystki.
Z radością stwierdzić mogę, że od dłuższego czasu zauważam stały postęp, jeżeli chodzi o audiowizualną stronę koszalińskich przedstawień. Pokazuje to, że Bałtycki Teatr Dramatyczny nie stoi w miejscu i dynamicznie otwiera się na nowe rozwiązania. Jest to dla mnie szczególnie istotne, ponieważ to warstwa wizualna i muzyczna przedstawienia często decyduje o zainteresowaniu ze strony młodego/nastoletniego widza. Właśnie dzięki takim konsekwentnym działaniom zdobyć można uwagę „pokolenia Z”.
Mocną strona spektaklu jest również scenografia. Beata Jasionek odpowiedzialna za ten obszar oraz za kostiumy wykonała mówiąc wprost – „kawał dobrej roboty”. Uważam, że konstrukcja tworząca przestrzeń firmy pani Skurcz spełnia doskonale swoje zadanie. Jej struktura ułatwia „opowiadanie” historii, na co reżyser niewątpliwie zwrócił uwagę. Aktorzy poruszają się płynnie pomiędzy dolną a górną kondygnacją co dynamizuje i ożywia akcję. Dobrym pomysłem było także zastosowanie sztucznego dymu gdy pojawiały się upiory, nie był to jednak przesadzony i nadużywany zabieg. Kostiumy wyglądały według mnie nieziemsko. Swoim niecodziennym wyglądem potrafiły zaintrygować i wprowadzić w stan zaniepokojenia. Podczas wizyty w teatrze radzę zwrócić uwagę na postać trzeciego ducha, nie wiem czy był to pomysł dramaturga, reżysera, czy scenografa, ale bez wahania mogę powiedzieć, że było to podejście dosyć oryginalne, którego wcześniej w BTD nie widziałem.
Główną siłą napędową spektaklu pozostaje z pewnością muzyka. Coś, co w przedstawieniu przeznaczonym między innymi dla dzieci musi być zrobione po mistrzowsku – takie było i w tym przypadku. Teksty piosenek Tomasza Ogonowskiego w połączeniu z muzyką Macieja Osady – Sobczyńskiego szybko wpadają w ucho. Muzyka w spektaklu jest rytmiczna, melodyjna, łatwa do zapamiętania przez dzieci i co najważniejsze niesie pozytywne przesłanie. Świetnie wkomponowuje się w klimat sceny i współgra z choreografią aktorów stworzoną przez Arkadiusza Buszkę. Finałowa piosenka posiada na tyle proste i zauważalne metrum (schemat określający akcenty w obrębie taktu), że pod koniec wszyscy spontanicznie klaszczą w jej rytm.
Wracając do początku mojej recenzji chciałbym z satysfakcją podkreślić, że duch dickensowskiej wizji świata został oddany na tyle adekwatnie, na ile pozwały ramy czasowe przedstawienia skierowanego dla dzieci. W tym miejscu narzuca mi się jednak pytanie o to, do kogo właściwie skierowany jest ten spektakl? Dzieło reklamowane jako „przeznaczone dla dzieci od 6 do 106 lat” (według ekoszalin.pl) lub „od lat siedmiu” (jak podaje sam Teatr) zdaje się być zbyt „oczywiste” dla dorosłego odbiorcy. Z kolei mocno realistyczny sposób ukazania duchów w połączeniu z oprawą audiowizualną może w niektórych momentach wystraszyć niejedno dziecko. Sam byłem świadkiem jak jedna z mam musiała w trakcie przedstawienia wyjść z wystraszonym, kilkuletnim dzieckiem. Odradzam raczej ten spektakl osobom dorosłym, które samotnie planują udać się do teatru. Uważam, że jest to przedstawienie skierowane dla rodzin z dziećmi, jednak to sami rodzice muszą podjąć decyzję, czy wrażliwość ich dziecka zniesie mocne uderzenie środków wizualno – muzycznych.
Prywatnie chciałbym wyrazić głęboki podziw wobec wszystkich zaangażowanych w tworzenie przedstawienia, z którego premiery dochód przeznaczony został na koszalińską filię Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o kiermaszu, który rozpoczął się dwie godziny przed występem. Zainteresowani mieli okazję kupić przepyszne ciasto, nabyć wspaniałe świąteczne ozdoby czy wylicytować vouchery – z których dochód został przeznaczony na cele Hospicjum. Jestem dumny, że są w naszym regionie tacy ludzie jak Paweł Żuchowski (organizator akcji #Kaszanka 2.0, który co prawda obecnie mieszka i pracuje w Stanach Zjednoczonych, ale pochodzi przecież ze Szczecina), Tomasz Ogonowski (dramaturg przedstawienia) oraz inni pracownicy Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, dzięki którym dzieją się cuda świątecznej życzliwości i hojności.
Na koniec chciałbym gorąco zachęcić do włączenia się w tę charytatywną akcję i przyłączyć do apelu i wpłacania datków na rzecz koszalińskiej fili Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. (nr konta Hospicjum: 67 1090 1711 0000 0001 3154 0669). Możemy to czynić jeszcze do 31.12.2019 r. – koniecznie pisząc w tytule przelewu: KASZANKA BTD.
Życzę wszystkim widzom Bałtyckiego Teatru Dramatycznego wesołych, spokojnych i błogosławionych świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego nowego roku!